Adam Leszczyński: Nie wiem, czy się cieszą. To są raczej zimni profesjonaliści. Rosyjskie wojska psychologiczno-dezinformacyjne propagowały narrację o rozbiorze Ukrainy przez Polaków od początku wojny. Mamy nawet analizy na ten temat. Znamy nazwy tych jednostek, wiemy, gdzie są ich siedziby.
Nie. To bardziej skomplikowane. Narracje zrzucane na Polskę przez Rosjan padają na podatny grunt po obu stronach politycznej barykady. Oni wiedzą, co chwyci. Komórki zajmujące się Polską zatrudniają psychologów i historyków specjalizujących się w naszej historii, znają język, kulturę, śledzą bieżące dyskusje. I oni kroją odpowiednie narracje. Na przykład wiedzą, że w Polsce nie można być otwarcie prorosyjskim, bo to od razu człowieka marginalizuje, a więc muszą działać inaczej, jeżeli chcą realizować cele rosyjskie w wojnie psychologicznej. I warto te cele zidentyfikować.
Wzmacnianie polaryzacji w Polsce i podsycanie konfliktu wewnętrznego. Polaryzacja, nienawiść polsko-polska, chaos, nieufność, w szczególności nieufność do polskich instytucji. Zwiększanie tego leży w interesie rosyjskim i jest strategicznym celem działania rosyjskich oddziałów od wojny psychologicznej. Jestem po lekturze setek dokumentów, to naprawdę nie jest science fiction, to agresja, tyle że prowadzona innymi środkami.
Rozbiorową narrację Rosjanie mocno rozpowszechniali w Ukrainie, gdzie trafiała w konkretne lęki i zaszłości historyczne. To akurat polskie służby mają dobrze zmapowane.
Nie chcę polemizować z Radkiem Sikorskim. Z tych dokumentów, które znam, nie wynika, żeby rząd PiS o czymś takim myślał. Minister może wiedzieć więcej.
Haczyk polega na tym, że narracje rosyjskie są nam podsuwane przez specjalistów w taki sposób, żeby były powielane bezinteresownie. Rosyjskie wojska dezinformacyjne nie wymyślają rzeczy z kosmosu, tylko wykorzystują istniejące uprzedzenia. W ten sposób na przykład polska prawica kupowała fejki o uchodźcach. Nasza komisja dokładnie zbadała sytuacje, gdy politycy i influencerzy prawicowi rozpowszechniali filmiki ze „szturmu na polską granicę" w listopadzie 2021 roku. Śledzisz wstecz drogę tych filmików i się okazuje, że miały początek na Białorusi albo wrzucał je jakiś dziennikarz pracujący w Monachium, tyle że taka osoba nie istnieje. Potem prawicowy internet już bezinteresownie to powielał i po chwili miałeś do czynienia z przekonaniem, że na polskiej granicy dzieje się istny koniec świata, a państwo sobie nie radzi ze „szturmem dzikich hord imigrantów".
Jedna z rekomendacji naszej komisji jest taka, że odpowiedzialne państwo powinno prowadzić odpowiednią politykę informacyjną. Mieć scentralizowany system reagowania w takich sytuacjach. U nas instytucje zajmujące się obroną przed dezinformacją - i to jest jeden z grzechów PiS - były niesłychanie słabe. Mogę ci podać przykład. W NASK-u wyodrębniono komórkę ds. przeciwdziałania dezinformacji dopiero na początku 2023 roku. Co prawda w biurze rzecznika prasowego MSZ działał już referat do spraw komunikacji strategicznej, ale składał się z trzech pracowników. Planowano powołać w ABW departament bezpieczeństwa cybernetycznego, co się ostatecznie nie wydarzyło. Czyli masz do czynienia z wielką, scentralizowaną, świadomie zarządzaną machiną po stronie przeciwnika i pojedynczymi, źle finansowanymi, rozproszonymi działaniami po stronie polskiej. To tak, jakby te wszystkie drony i rakiety leciały na Polskę, a ty byś strzelał do nich z procy. Stefan strzela z jednego rogu, a Józek z drugiego rogu z dubeltówki. O dezinformacji trzeba myśleć jak o dronach i rakietach, to też broń.
Rosyjskich i białoruskich. Tak.
Mogę ci powiedzieć tylko to, co wynika z dokumentów, które czytałem. Widać było niewielkie próby obrony Polski przed rosyjską dezinformacją, rozproszone, niekonsekwentne, robione w sposób mało kompetentny, ale najgorsze jest to, że różnych sensownych rekomendacji nie wcielano w życie. Nikt w administracji się tym nie zajął. To nie zadziałało.
Być może w latach pokoju ta strategia pozwalała na niezbyt wydajne, ale w miarę bezpieczne funkcjonowanie, natomiast czasy się zmieniły, jak mówi Sikorski, a ja się z nim zgadzam. Stoimy w obliczu realnego zagrożenia i trzeba wyciągnąć wnioski.
Pierwszym krokiem było powołanie naszej komisji, która o odróżnieniu od pisowskiej komisji Cenckiewicza działa na serio. Błędem, który pokutuje zarówno po stronie PiS, jak i po stronie demokratycznej, jest przekonanie, że komisja została powołana, żeby ścigać Macierewicza. Komisja została powołana po to, żeby wreszcie zebrać informacje z setek rozproszonych miejsc państwa polskiego, ze służb, straży granicznej, z ministerstwa edukacji, mediów publicznych, zebrać i zobaczyć, co państwo polskie wie jako całość. Masz w komisji dziewięciu profesorów, w tym mnie, czytamy dokumenty, zamawiamy analizy, próbujemy zrekonstruować obraz całościowy rosyjskich wpływów na nasz kraj.
Na przykład że bardzo wiele instytucji w ogóle nie myśli o rosyjskich wpływach, tak jakby nie było wojny. Jeżeli ktoś przychodzi do prywatnej szkoły wyższej, którą wspiera kapitał rosyjski, otwiera tam kierunek „bezpieczeństwo narodowe", kształci przyszłych polskich ekspertów w tej dziedzinie i nikt nie wychwytuje tego jako potencjalnego zagrożenia, no to nie jest z nami dobrze. Musi istnieć mechanizm wychwytywania takich rzeczy, a nie istnieje.
Niedofinansowanie. Polacy często myślą, że mamy jakąś gigantyczną biurokrację państwową, a ona jest bardzo mała. Te wielkie instytucje z szumnymi nazwami to często w praktyce małe komórki kilkuosobowe. Nasza administracja jest drastycznie niedofinansowana, słabo płaci, ma za mało etatów, ludzie, którzy tam pracują, muszą się poświęcać, rezygnować z lepszych opcji zarobkowych. Gdy zostałem członkiem komisji, największym zaskoczeniem było, że kluczowe instytucje państwowe są biedne już na pierwszy rzut oka, no, nie wiem, na przykład stare krzesła, stare stoły. Niedofinansowanie widać na poziomie pensji, budynków, wyposażenia. I to nie jest problem ostatniego rządu, tylko ponadpartyjnej wieloletniej działalności. Przez długi czas zagrożenia dla bytu państwa polskiego były bardzo odległe, ale teraz trzeba te pieniądze wydać, zatrudnić trzy razy więcej ludzi, jeśli gdzieś to potrzebne, oni muszą dobrze zarabiać. To będzie kosztowało. Bezpieczeństwo kosztuje.
Nie mówił tak. Natomiast jeżeli chodzi o Macierewicza...
Ale to moja wina, że inne rzeczy znikają? Przychodzą do ciebie dziennikarze i nie chcą o poważnych sprawach, tylko ich interesuje wyłącznie Macierewicz. Więc możemy grać w tę grę, kto jest bardziej odpowiedzialny, my czy dziennikarze. To jest tak: w kwestii Macierewicza są bardzo poważne dokumenty i ja je widziałem, poważne świadectwa drastycznych zaniedbań, które osłabiły Polskę na wiele lat.
„Wszyscy wiedzą". Akurat zakładałem z Piotrkiem Pacewiczem OKO.press, kiedy Macierewicz tę całą demolkę w wojsku robił i myśmy o tym w kółko pisali, ale czym innym jest sytuacja, że media o czymś piszą, a czym innym stanowisko organu rządowego.
Na przykład nie wiedziałem o okolicznościach wygaszenia tego programu tankowania samolotów wojskowych w powietrzu.
Nie. Według wojskowych ekspertów to kluczowa rzecz obniżająca sprawność polskich sił powietrznych. Bez tego systemu tankowania samoloty mogą latać, powiedzmy, godzinę, a z tym systemem znacznie dłużej.
A to nie wystarczy?
A taka teza padła wprost?
Znajdź definicję zdrady dyplomatycznej w Kodeksie karnym.
Nie zgadzam się z tobą, przykro mi to powiedzieć. Jeżeli chodzi o działalność Macierewicza, to uważam za wartość dodaną to, że w oficjalnym rządowym raporcie ta działalność zostanie oceniona w taki, a nie inny sposób.
Oczywiście, że tak będzie. Ale co chcesz ode mnie? Żebym tego nie pisał, bo PiS powie, że to nieprawda?
Mam inne wrażenie dotyczącego tego, co tam zostało powiedziane. Natomiast można mówić o szkodliwej działalności PiS, która realnie leżała w rosyjskim interesie. I tego bym bronił.
Bo nie jesteśmy od oceniania PiS-u, tylko od rosyjskich wpływów.
Ale komisja nie jest od pisania, co działało, tylko od badania rosyjskich wpływów.
Ale to nie jest o rozliczeniu PiS-u!
No dobra, tu się różnimy.
Nie zgodzę się.
Tak jest. Żyjemy w czasach polaryzacji i jest oczywiste, że oni będą to opowiadać. Chciałbyś, żebym z tym polemizował? Czego oczekujesz? Jaką odpowiedź byś chciał usłyszeć?
No ale likwidował te jednostki.
Z działalności komisji powinien wyłonić się portret polskiego nieprzygotowania do wojny i rekomendacje, co naprawić. A politycy zrobią z tym to, co będą chcieli. Przy czym wdrażanie jakichkolwiek zmian w skomplikowanej, złożonej i niedofinansowanej maszynerii państwa polskiego to zadanie na lata. Wieloetapowy proces. Ten proces się zaczął, ale on wymaga czasu i pieniędzy.
Nie chciałeś, żebym ci opowiadał o metodologii pracy komisji. Jęknąłeś, że o tym później. Bo wy właśnie chcecie tylko o Macierewiczu, ty też. Przyjęta metodologia jest taka, że my się cofamy do 2004 roku, ale zaczynamy od czasów najbliższych, czyli od rządów PiS.
No ale to jest rozsądne, bo mamy pełnoskalowy konflikt w Ukrainie i dobrze sprawdzić te bliskie rzeczy w pierwszej kolejności.
Oczywiście.
Tak jak powiedziałem, cenię prof. Dudka, ale wydaje mi się, że w tym wypadku nie jest dobrze poinformowany.
Po pierwsze zwróć uwagę na naszą rozmowę. Chciałem ci opowiedzieć, jak działa komisja, to powiedziałeś, że nie, nie, dziękuję, bo to nie jest ciekawe.
Odtwórz sobie nagranie. To jest także historia o tobie. To pokazuje hierarchię ważności. Starałem się opowiedzieć, jak ta komisja działa i że ona nie jest o PiS czy Macierewiczu wyłącznie. Nie wiem, co wie prof. Dudek, ale zgadzam się z nim, że polaryzacja w Polsce jest wszechobecna i doświadczenie polaryzacji uprawnia was obu do sceptycyzmu wobec działań każdej państwowej komisji. Rozumiem wasz sceptycyzm.
Nie ma ucieczki od polaryzacji. Ty też się jej poddajesz. Piszę książkę o polaryzacji, tylko nie mam czasu jej skończyć.
Ale ty mnie zamierzasz odpytywać nie z moich słów, tylko Sikorskiego i Jońskiego?
Nie zgadzam się z taką oceną tej komisji. To po pierwsze. A po drugie musimy wykonać realny wysiłek, żeby jednak tę wielką maszynerię państwa przestawić na tory mniej pokojowe. Tu już naprawdę zegar tyka, a naprawianie idzie wolno. Jeżeli pytasz mnie o polaryzację, nie ma od niej ucieczki, no ale co, mam siedzieć za biurkiem i pisać, że jest straszna?
Kolejny raport o dezinformacji, który pewnie pokażemy na początku grudnia, będzie prezentowany przez większą grupę członków komisji. I zobaczysz, że kiedy to nie będzie o Macierewiczu, to dziennikarze nie będą tym zainteresowani. Idę o zakład. A to będzie duży poważny raport.
Nie.
Teatr polaryzacji działa tak, że wszyscy jesteśmy aktorami. Ty też. Na tym uniwersalność tego mechanizmu polega. W mojej książce - ona byłaby gotowa, gdybym nie poszedł do Instytutu Narutowicza i do Komisji - teza będzie taka, że polaryzacja opłaca się wszystkim. To niesłychanie użyteczne zjawisko. Opłaca się wyborcom, bo ich zwalnia z myślenia i analizy, a więc uwalnia ich zasoby poznawcze, opłaca się politykom, bo ich zwalnia z trudnych decyzji, i opłaca się mediom, bo dostarcza im mocny materiał. No i oczywiście najbardziej się opłaca mediom społecznościowym, bo złe emocje mocno przyciągają ludzi do monitorów, można im wyświetlić więcej reklam. Wszyscy nienawidzą polaryzacji, kiedy z politykami różnych opcji rozmawiałem do książki, no to mówią - ojej, nie no, słabe to wszystko, tyle agresji, okropne, nie chcę tego - ale w to grają, bo się opłaca.
Już mówiłem, że to są profesjonaliści, więc nie wiem, czy oni się w ogóle cieszą.
Wszystko, co sprzyja polaryzacji - to mamy stwierdzone - jest generalnie na rękę Rosji.
To, co osłabia spójność i zwiększa poziom złych emocji w polityce, jest dla nich korzystne.
Ale dlaczego pytasz mnie o to?
Już mówiłem. Techniki manipulacyjne rosyjskie nie działają wyłącznie na jedną stronę polityczną. Byłoby naiwnością tak myśleć.
Nie. My napiszemy, że rosyjska wojna kognitywna bazuje na uprzedzeniach. Głównie piszemy o retoryce antyimigrackiej. Ale nie można myśleć, że uprzedzenia ma w Polsce tylko jedna strona polityczna. Odmawianie drugiej stronie patriotyzmu, to robią notorycznie pisowcy, ale druga strona też tak robi.
Nie zgadzam się z takimi twierdzeniami.
Nie wiem.
Retoryczna przesada.
Nie. To jest element walki politycznej, która się toczy tak czy inaczej. Dlaczego zamiast cytować Tuska, nie zacytujesz tego, co mówi prezes o Platformie. Okropne rzeczy mówi.
Tak. Ale tu nie ma symetrii. Pisowcy do pieca bardziej dokładają.
"Polsce do zmian potrzeba wstrząsu". Nowy wideocast Grzegorza Sroczyńskiego "To nie takie proste". Gościnnie: Szczepan Twardoch
***
Adam Leszczyński (1975) jest historykiem i socjologiem, profesorem na Uniwersytecie SWPS, publicystą. Rok temu minister Sienkiewicz mianował go szefem Instytutu Dmowskiego, który następnie przemianowano na Instytut Narutowicza. W czerwcu tego roku Leszczyński wszedł też w skład komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich. W latach 1994-2017 związany z "Gazetą Wyborczą", później współzałożyciel portalu OKO.press. Autor dwóch książek reporterskich: "Naznaczeni. Afryka i AIDS" (2003) oraz "Zbawcy mórz" (2014), dwukrotnie nominowany do Nagrody im. Beaty Pawlak za reportaże. Jest też autorem książek "Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943-1980" (2013), "Eksperymenty na biednych" (2016) oraz "No dno po prostu jest Polska. Dlaczego Polacy tak bardzo nie lubią swojego kraju i innych Polaków" (2017). Napisał też głośną "Ludową historię Polski" (2020).
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!