Swoje przygody od momentu przyjazdu do Moskwy do ostatniego szturmu dokumentował filmikami w Telegramie. Widać na nich, jak początkowy entuzjazm zmienia się świadomość nieuchronności śmierci.
Pochodzący z oddalonego o 200 km od Moskwy Riazania Anatolij Gorbaczow podpisał kontrakt z rosyjskim Ministerstwem Obrony dzień po swoich 18. urodzinach. Zgłosił się na ochotnika w Moskwie, bo tam gwarantowano mu największą wypłatę za podpisanie kontraktu. Nie zdążył jednak do niej dożyć, jego pobyt w armii nie trwał nawet miesiąca.
Sierpień, Moskwa. „Bawię się po raz ostatni i proszę mi nie przeszkadzać”
Rankiem 22 sierpnia 2024 roku Anatolij Gorbaczow jedzie taksówką przez centrum Moskwy i publikuje na ten temat krótkie wideo na świeżo utworzonym kanale.
– Nie wiem, dokąd jadę. Do punktu zbiórki, nie orientuję się. W ciągu ostatniej doby spałem półtorej godziny w autobusie – mówi chłopak do swoich siedmiu subskrybentów. Mija stołeczny stadion „Dynamo” i zapowiada, że kiedyś zagra na jego boisku.
Na razie jednak czeka na niego punkt rekrutacyjny dla żołnierzy kontraktowych przy ulicy Jabłoczkowa w stolicy Rosji. Tam chłopak, który dzień wcześniej osiągnął pełnoletniość, podpisuje kontrakt z Ministerstwem Obrony, otrzymuje pseudonim „Łantuch” (ros. diablik) (Anatolij sam go wybrał) i dostaje rozkaz stawienia się w jednostce 27 sierpnia.
– Przywiozą mi, ku**a normalne buty – mówi Anatolij stojąc na dziedzińcu budynku i czekając na badania lekarskie. Żartuje podczas testu na narkotyki, je darmowe jedzenie, nawiązuje pierwsze znajomości i rozmawia z komendantem:
,,– Jakie są tutaj zasady przebywania?
– Nie ma żadnych zasad, po prostu nie odwalaj.
– Może pójdę po piwo?
– A kupisz mi butelkę?
– Ku**a, wspaniale.
Ale 18-latkowi nie sprzedano piwa, więc je kradnie, ale zwraca pieniądze tego samego dnia – bo „zżera go sumienie”. W ciągu ośmiu godzin Anatolij zaczyna „napełniać się nienawiścią” do swoich przyszłych kolegów: według niego nie robią nic poza piciem. Chłopak spędza noc na Jabłoczkowa – a następnego dnia jedzie do Parku „Patriot” pod Moskwą – to placówka Ministerstwa Obrony służąca edukacji patriotyczno-wojskowej .
– Popatrzcie na zdjęcia, tu jest bardzo ładnie. Warunki tutaj są świetne – chwali Anatolij.

Kilka dni Anatolij spędza na szkoleniu: trenuje na siłowni, wydaje pieniądze na „żarełko”, pnie się w nieformalnej hierarchii wśród żołnierzy, trenuje „nogi i płuca, torsem się nie przejmuje”. Swoim przyjaciołom pokazuje głównie zdjęcia ze stołówki, wojskowe jedzenie i samego siebie w mundurze.
W nocy 27 sierpnia Anatolij odnajduje swoje nazwisko na liście wysyłanych na front i początkowo jest zachwycony. Ale potem pojawiła się pełna świadomość sytuacji i nie ma od niej ucieczki. Początkowo miał zostać wysłany do Teodozji na okupowanym Krymie. Oczekując na wyjazd na front, on i jego koledzy-żołnierze piją koniak z colą w krzakach w pobliżu skrzynki transformatorowej.
– Ku**a, pieprzone chochły [obraźliwe, rosyjskie określenie Ukraińców – belsat.eu], czekajcie na mnie, wy pieprzone s**i. Jak ja was nienawidzę, obetnę wam wszystkim głowy. Dostałem rozpiskę – mam odciąć głowy pięciu chochłom, będę wtedy szanowany. Jestem ku**a szalony – mówi Anatolij do swoich przyjaciół, pijąc alkohol. Tego dnia nie jedzie do jednostki, bo spóźnił się na autobus.
Przez cały kolejny dzień Anatolij chodzi po Moskwie i załatwia różne sprawy: próbuje wyrobić sobie kartę bankową, wziąć pożyczkę (nie chcą mu jej dać), jeździ metrem. Powiedziano mu, że wkrótce pojedzie do „tajnej jednostki w Mordowii”, chłopak podpisuje dokument o nieujawnianiu informacji, goli głowę – i wtedy zdaje sobie sprawę, że „wygląda jak skinhead”. Wieczorami głowę 18-latka zajmują inne sprawy – dyskusje związane z nieotrzymaniem zamówionych narkotyków i loterią na giełdzie narkotykowej Kraken.
– Ku**a, jeśli wrócę, to przeprowadzę się do Petersburga, przysięgam. Dostanę siedem baniek w rok i tyle – pisze „Łantuch”.
W ostatnich dniach sierpnia Anatolij otrzymuje wiadomość, że jedzie „na Kursk” – chłopak wsiada do autobusu i mówi „już pola, już wojna”.

Wrzesień. Kursk. „Nie chcę umierać. Ale muszę”
3 września Anatolij dociera w pobliże miasteczka Lgow w obwodzie kurskim. Nagrywa tam apel do młodych ludzi – radzi im aby „chodzili do szkoły, bo oni (wojskowi) zadbają o pokój”. I skarży się, że jedna z krewnych znalazła jego kanał telegramowy. Chłopak spędza kilka dni w lesie – w pełnym ekwipunku i hełmie, czasem wyjeżdża na misje i nagrywa się po powrocie:
– Chochły jeb**e, ich nie można uważać za ludzi”.
Twierdzi, że zaimponował swoim kolegom żołnierzom, rzucając granatami „w stylu Michaela Jordana” i otrzymał za to nowy pseudonim – „Jordan”.
Na większości nagrań wideo chłopak leży wraz z innymi żołnierzami pod drzewami. Jeszcze nie opuszcza go humor - na niektórych filmach Anatolij żartuje na temat narkotyków i pokazuje wojskowe racje żywnościowe.
Tydzień przed śmiercią Anatolij – już nie jako szturmowiec, ale jako żołnierz obsługujący granatniki przeciwpancerne z nowym pseudonimem „Małoj” – jedzie do strefy działań wojennych w wojskowej ciężarówce. Wraz z innymi żołnierzami śpiewa piosenki z serialu „Żołnierze” i zespołu „Sektor Gaza”. Pojawiają się też pierwsze skargi na opóżnienia w wypłacie obiecanych mu w kontrakcie pieniędzy.
,,– Je**ne suki. Obiecali, że przeleją pierwsze 400 tys. rubli (ok. 16 tys. zł – belsat.eu) w ciągu 14 dni, ale do tej pory nic. Człowiek szybciej zdechnie, niż zobaczy pieniądze – skarży się chłopak.
11 września Anatolij pisze, że jego dowódca jest „ciotą”, ponieważ złożył rezygnację. Następnej nocy nagrywa wideo i oznajmia, że przez długi czas nie pojawi się na kanale, bo „napier***ją po lesie, a z rozkazami starszego stopniem się nie dyskutuje”. Przy okazji mówi, że ze 120 ludzi w jego jednostce przeżyło 12.

– Wszystko będzie dobrze. Dowódca to ciota. Nie chcę jechać, ale muszę. Wstałem wcześniej od wszystkich, aby nacieszyć się ostatnim dniem – mówi Anatolij o świcie.
Rano wyruszy na pierwszą bój przeciwko ukraińskim czołgom.
– Ku**a, radość aż kipi. Ale mam cholernie złe przeczucia. Coś takiego czuje się po raz pierwszy. Nadzieja, że wszystko będzie dobrze, nigdy mnie nie opuszcza. Ale boję się jak cholera. […] Wszystko będzie super-puper – mówi chłopak i obiecuje „rzucić w chochłów granatem F1”. – Bardzo chce mi się srać. Ale celowo tego nie zrobię. Kiedy mnie zabiją, całe gówno wypłynie, będzie bardzo śmierdzieć – żartuje Anatolij.
Za godzinę jedzie na szturm: bardzo się martwi, a w jego apteczce nie ma żadnych środków uspokajających.
,,– No to tyle, bracia, muszę się z wami pożegnać. Wszystko będzie dobrze… nic, ku**a, nie będzie dobrze. Przepraszam, jeśli zrobiłem coś złego. Byłem ciotą przez całe pieprzone życie, więc zdecydowałem się pójść na SWO (specjalna operacja wojskowa – belsat.eu). Myślałem, że coś się zmieni. Zmieniło się – nie chcę umierać. Ale będę musiał – powiedział Anatolij, po raz ostatni zwracając się do obserwujących jego kanał w Telegramie.
18-latek zginął dwa dni później, 14 września. Jego dziewczyna przekazała, że Anatolij podczas misji nadepnął na minę i został ciężko ranny. Wieziono go do miejsca pomocy przez 10 godzin, ale nie dotarł – zmarł z powodu obrażeń „dosłownie 10-15 minut przed końcem podróży”. Informacja o jego śmierci została podana tydzień później. Został pochowany 27 września w Riazaniu.
Artur Wiesienny/vot-tak.tv, ksz, jb/ belsat.eu