
– Do części kolegów chyba jeszcze nie dotarło co to tak naprawdę znaczy. Bo wiadomo, że ci, którzy najgłośniej krzyczeli, zrobili i siebie i nas w bambuko. Były protesty, blokowanie miast, wkurzanie ludzi w autobusach i samochodach. A zyskaliśmy tyle, że w gruncie rzeczy zalegalizowaliśmy sobie Ubera – mówi mi taksówkarz Marek.

Licencje będzie wydawał Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Kierowca nie będzie musiał zdawać egzaminu z topografii miasta, a rozliczenia będą mogły się odbywać za pośrednictwem aplikacji mobilnej (z wyjątkiem przewozu okazjonalnego samochodami osobowymi). Ponadto licencja w zakresie przewozu osób taksówką będzie udzielana jedynie na określony obszar, a nie jak dotychczas także na określony pojazd.

– Dla mnie nie ma wielkiej różnicy, w końcu wszyscy zarabiamy na wożeniu ludzi. Bolało tylko to, że oni nie muszą spełniać wymagać, które myśmy musieli. No i w końcu jak gość na Uberze zda egzamin, to może legalnie pracować. Chyba nie o to chodziło kolegom od protestów. Ale są i tacy, którzy są zadowoleni, bo "uberzy" będą musieli wydać parę stów na licencję – mówi Marek.